diuka
2005-09-17 22:26:27 UTC
Ano, wróciłam z krain Aranny trochę rozczarowana.
Gra przywitała mnie bardzo czerwono i złoto w 800x600, której to
rozdzielczości zmienić się nie da. Nic to! Mamy przecież rok 2005, nie
będziemy się przejmować takimi drobiazgami. Najważniejszy jest w końcu
bohater. I tu pierwsze rozczarowanie: do wyboru mamy cztery rasy z
cechami przypisanymi na stałe. Wyglądu też zbytnio zmienić nie możemy,
niewielki wybór i wszystko, co tu ukrywać, jakieś takie paskudne...
Startujemy!
... Aaaaa... Jednak nasz bohater wygląda całkiem nieżle! Zwłaszcza w
przybliżeniu. Świat prezentuje się również interesująco i barwnie,
widać, że wiele pracy weń włożono. Wielka różnorodność roślinek, warto
pooglądać sobie niektóre tekstury i zobaczyć, jak są dopieszczone.
Tylko... Tylko, że na stan obecny nie jest to jakąś rewelacją i ogólnie
grafika nie rzuciła mnie na kolana. No, ale ja się nie znam.
Sytuację poprawiają znacznie rzucane czary, bardzo, bardzo kolorowe i
widowiskowe. W pożniejszych etapach gry, przy większej ilości wrogów
nawet nie pozwalające zobaczyć cokolwiek w ogólnym zamieszaniu bitewnym.
Ot, taka kupka-chmurka pełna rozbłysków i kolorów. Coś się tam w niej
zapewne dzieje. Pomaga zbliżanie i przeskakiwanie z jednej naszej
postaci do drugiej przy częstym użyciu pauzy.
Towarzyszy bowiem możemy dobrać sobie pięciu, choć to dopiero na
ostatnim, trzecim poziomie. Zaczynamy jako zwykły żołnierz (+ 3
dodatkowe charaktery), po jednokrotnym przejściu gry zostajemy weteranem
(+ 4), po kolejnym przejściu elitą. Potworki awansują oczywiście wraz z
nami i w miejscu, gdzie poprzednio załatwiliśmy dwupoziomowego gada,
oczekuje nas ten sam ale na np. czterdziestym drugim levelu. Niewiele
to prawdę mówiąc zmienia, sami jesteśmy też silniejsi.
No, ale możemy powalczyć z większą liczbą towarzyszy. Tu wybór mamy
spory. A zwierzęta, które możemy dołączyć! Miód! Nie tylko osiołka,
także elementale, wilka, albo małego, domowego smoka. To nic nie
szkodzi, że początkowo jest mały, odpowiednio podkarmiany wyrasta na
potężnego sprzymierzeńca. W trakcie gry spotkamy też mniej lub bardziej
'ludzkie' postaci gotowe do nas dołączyć. Warto się nimi zainteresować,
bo jest trochę zadań, które możemy wykonać jedynie mając odpowiedniego
towarzysza w grupie.
Początkowo nabiegamy się więc nieco chcąc mieć grupę w miarę
wszechstronną (znane z jedynki cztery specjalizacje: wojownik, strzelec,
mag natury, mag walki) i jednocześnie wykonać wszystkie questy. Nie
zawsze jest to możliwe, a chciałoby się jeszcze i zwierzaka mieć...
Osobiście jestem typem ekscentrycznego krasnoluda kolekcjonera ("złoto,
złoto, złoto... i w łeb go, i z buta... złoto, złoto"), ogromnie mnie
bolało serce, że nie byłam w stanie wyzbierać wszystkich zdobyczy. Jest
ich w grze przeolbrzymia masa. Mnogość ładnie wykonanej biżuterii i
rynsztunku z mnóstwem specjalnych, czarodziejskich właściwości. Można
było sobie w ten sposób nieżle cechy podpakować. Gra jest na tyle miła,
że jeśli podnosimy w ekwipunku przedmiot, podświetla nam usłużnie
natychmiast co nam spadnie a co się podniesie i o ile.
Gra prowadzi za rączkę nie tylko w tym wypadku. Od początku jesteśmy
chronieni przed zbłądzeniem, strzałka wskazuje nam kierunek w jakim
powinniśmy iść chcąc wykonać kolejne zadanie główne. A niby gdzie
moglibyśmy się zgubić? He? Dwa metry w prawo, albo w lewo... Po raz
kolejny: nic to! Nie przejmujmy się drobiazgami. Złote gwiazdki na mapie
oznaczają cel zadania, coś dla prawdziwych poszukiwaczy skarbów i
pasjonatów zagadek. Zagadek, owszem, było kilka... Niebardzo trudnych,
erm, łatwych, kurna, jak niewiem, ale nie wymagajmy zbyt wiele.
Pozytywne jest to. że w porównaniu do jedynki były. Natkniemy się też na
więcej ukrytych komnat i przejść. Możecie zgadywać, jak trudno jest je
odszukać.
W grze otrzymamy znacznie więcej i ciekawszych zadań, podzielonych na
główne, konieczne do zakończenia gry i poboczne, których nie musimy
wykonywać. Ale kto ich nie chce wykonywać, sam sobie jest winien. Oprócz
doświadczenia wpada czasem i ładny przedmiot w nagrodę. Nie ma ich też
znowu aż tak dużo. W sumie wszystkich, głównych i pobocznych, coś chyba
okolo sześćdziesiąt. Cobyśmy się w tej "masie" zadań nie pogubili,
dostajemy do rąk ładnie wykonany dziennik, bez porównania lepszy i
wygodniejszy od tej nędznej namiastki z pierwszej części DS.
Oczywiście, zadania to tylko pretekst, jak wie każdy krasnoludzki
kolekcjoner. Walka! Oto jest nasz żywioł! I złoto. Ze 'złotem' tak sobie
nam wyszło, bo ilość wielka. Może z walką będzie lepiej. Rzucamy się
więc w wir, szturmujemy ciżbę największą wrażych poczwar z okrzykiem
'Khazad ai-menu!' na ustach (choć akurat elfa prowadzim, fu, ale nic
to), możnaby nas o suicydalne ciągotki podejrzewać, tak bardzo jesteśmy
bohaterscy, własną piersią... Ale właśnie, chwilunia, przecież mamy
jeszcz kogoś w grupie? Jeden gdzieś został z tyłu i trzeba go będzie
póżniej odszukać, drugi atakuje automatycznie i zapędził się w lewo
daleko. Trzeci w prawo i płacze o pomoc... Ech, grupa...
Automatyczny atak można wyłączyć, ale dopiero od drugiego poziomu gry. W
porównaniu z jedynka, prowadzenie grupy jest bardziej zautomatyzowane.
Niestety. Dlatego radzę od początku pójść w opcje i przypisać tasty do
'czekać' i 'strzec'. Dodatkowo do defaultowych 'ataku grupy' (G),
'naśladowania' (F) i 'utrzymania miejsca' (C) otrzymamy w ten sposób
możliwość wprowadzenia jako takiej taktyki. Marnej, bo marnej, ale
zawsze to lepszej od ślepego atakowania wszystkiego co się rusza w
okolicy. Pozostania w jednym miejscu jednej/kilku postaci, 'czekania',
będziemy zresztą w trakcie gry potrzebować. No, absolutnie konieczne to
nie jest, ale ułatwia kilka zadań.
Podążanie za naszym bohaterem mamy zapewnione ciągle (za wyjątkiem, jak
wyżej), ale jest to dość komiczne podążanie. Grupa odsuwa się od
wybranej postaci, tak, jakby ta nagle na jaki ciężki trąd zachorowała. W
efekcie musimy uważać, by nikt nie został zbytnio w tyle i własną
piersią... Możemy przesunąć postaci, jak twierdzi gra, i w ten sposób
zmienić ich miejsce w formacji. W jakiej to formacji, się pytamy
bezczelnie? Takowej niet. Nie ma. Po prostu. Formacje to zbyt
skomplikowana sprawa, nie poradzilibyśmy sobie. Na zbytnie rozłażenie
się grupy na wszystkie strony pomaga wciśnięcie 'R' ('przeformuj
formację', he he), lub 'formację rozlużnić', 'skupić', nie na długo
pomaga.
Czary, jak już wiecie, bardzo barwne, choć nie można się uskarżać na ich
nadmiar. Przynajmniej tyle dobrego. Mało czarów, mało do noszenia i
wpisywania w księgi. Nie ma zresztą skrótów tastaturowych do szybkiego
wyboru czarów, kolejny problem z głowy. Nie pogubi się też nasz bohater
jak nie przymierzając w Neverwinter czy innych Dziesięciu Wolnych
Miastach, gdzie miał tych czarów biedaczyna ze trzysta do wyboru.
Aranna, to Aranna. Ma swój urok, trzeba przyznać. Podróżując przez nią
znajdziemy natomiast coś w rodzaju liturgicznych pieśni, które
automagicznie będziemy sobie kopiować do dziennika (ma odpowiednią
zakładkę). Recytowane póżniej w kapliczkach dadzą nam na przykład
zwiększenie mądrości, odwagi, lub możliwość porozmawiania z duchami.
Początkowo próbowalim, wszystko co nowe to ciągnie. Ale ani pozytywne
strony nie były aż tak fajne, ani negatywnych nasz bohater nie odczuł,
przebiegł więc całą grę bez zaśpiewów. Za wyjątkiem jednego, koniecznego
do wykonania zadania.
Przynajmniej nasz dzielniejszy z dzielnych mógł sobie dwoma mieczami
powalczyć. Lub, jeśli takie życzenie, wyspecjalizować się w używaniu
miecza i tarczy. Drzewko rozwoju jest... No, ono jest. Po raz kolejny,
nic to. To i tak lepiej niż w jedynce, to duży plus, prawda? I czepiam
się brzydko, bo to h&s a nie crpg. Tylko jak wówczas sklasyfikować np.
IWD II, które też przecież było liniowym aż do bólu rozwalaniem
potworków, a rozwój postaci był o niebo bardziej złożony (pomijając
dodatkowy szczegół, że nad jej stworzeniem można było cały dzień
przesiedzieć)? Albo Diablo? A to chyba nienajnowsze gry?
To nie, nie będziemy komentować rozwoju postaci. Wspomnijmy za to
zdolności specjalne naszego niewymownie bohaterskiego bohatera. Tu
skróty tast już są i przydają się owe zdolności (i skróty) w walce
bardzo. Warto obserwować, jakie nowe nam się pojawiają i używać.
Regenerują się co prawda powoli, ale napotkamy dostatecznie wiele
komicznych skuptur 'uzdrawiających' nam zużyte zdolnośći dosłownie od
jednego uderzenia. Używane zaś, sieją w szeregach wroga zniszczenie
straszliwe. Tak trafioną poczwarę wystarczy najczęściej już tylko
dociąć, z litości.
Ha, wróg w pobliżu! Atak! Zamieszanie jak na znanej parodii "Bitwy pod
Grunwaldem", strzały świszczą, powietrze rozpala się od rzucanych
czarów... Bum!! Ciach. Koniec. Nie okłamujmy się, to jest własnie powód,
dla którego decydujemy się na prowadzenie tak ryzykownego stylu życia.
(I złoto.) Ogólnie, powalczyć możemy w DS2 całkiem miło, ale nie
spodziewajmy się czegoś podobnego do Gothica, to zdecydowanie nie ta
liga. Nie mamy w jednej dziesiątej takiego wpływu na naszego dzielnego
bohatera.
Odgłosami walk i otoczenia będziemy natomiast mogli nasycić nasze
bohaterskie uszy do woli. Odgłosami, bo tło muzyczne w dwójce przeciętne
bardzo. Gdzieś tam pobrzmiewa kilka znajomych tonów z poprzednich
części, reszta jakaś taka nijaka.
Utrzymany natomiast został brak podziału na dzień i noc. Nadal mamy
czasu tyle ile chcemy i ciągle mamy ten sam dzień. W niektórych
lokacjach bardziej 'nocny', zapewne celem stworzenia lepszej atmosfery.
No cóż. Dobrze choć, że podróżować pomiędzy lokacjami możemy swobodnie
za pomocą teleportów. Gra ma też specyficzną metodę zapisywania stanu -
bez względu na to, gdzie sejwujemy, powracamy do gry w najbliższym
mieście, aczkolwiek ze zdobytymi przedmiotami, wytłuczoną ilością
potworków i zdobytym doświadczeniem. Powracając raz przebytą już drogą,
również napotkamy potworki, ale w znacznie mniejszych ilościach. Chyba,
że wrócimy po dłuższej nieobecnośći, wykonując jakieś zadanie, wtedy
będzie ich niemal tyle samo, co wcześniej.
Przyjemnym przerywnikiem w ogólnym 'hajże na Soplicę' są ładne filmiki.
Popychają akcję do przodu, wyjaśniają ją, lub też są po prostu ukryciem
marności dialogów w grze i przedstawiają naszą rozmowę z kimś. Zapewne
po to, żebyśmy nie popełnili błędu przy wyborze naszych odpowiedzi,
których to opcji najczęściej mamy 1 (słownie: jedną). Filmiki bardzo
łatwo wyłączyć klawiszem 'esc'. Trochę gorzej z rozmowami naszych
towarzyszy. Usiłują nam coś powiedzieć, o czymś poinformować i czynią to
w najbardziej nieodpowiednich momentach. Pamiętacie Muda z Gothica? No
właśnie, mniej więcej ten stopień grania nam na nerwach. Na szczęście
dużo nie tracimy i tak nie mają nic ciekawego do powiedzenia. Nic to,
raz kolejny.
W tym miejscu wypadałoby już zakończyć to przedługie marudzenie. O ile
ktokolwiek dotrwał aż do teraz:
- bez czaru teleportu będzie nam niełatwo
- sejwować możliwie w pobliżu jakiegoś teleportu (albo właśnie czar)
- używać często pauzy, w walkach to mus
- atakować najpierw najsilniejszego wroga, najczęściej jest to ten
największy
- chyba, że trzeba najpierw wytłuc to, co dodaje mu sił
- atakować w różny sposób, podkradać się, ukrywając w krzakach, wywabiać
pojedynczych wrogów (no, można przynajmniej próbowac), pewnie, że
przejdziemy grę też po prostu biegnąc i zmiatając wszystko co na drodze,
ale...
- starać się różnicować grupę, trzema wojami powojujemy troszkę, ale są
paskudy wrażliwe na czary i te załatwimy lepiej mając maga
- używać mapy, podświetla istoty przyjazne i wrogów <wzdych>
- mamy tylko jednego slota do sejwowania, brak więc powrotów do
wcześniejszych stanów gry; na wszelki wypadek, jeśli chcemy skopiować --
My Documents\My Games\Dungeon Siege 2\Save\SinglePlayer
- nie wypuszczać się dalej od miast bez kilku zwojów wskrzeszania
- zwrócić uwagę na tajemniczą, stupoziomową istotę "???", wiąże się z
nią ciekawe zadanie
- używać dziennika, często znajdziemy tam bardzo wyrażną wskazówkę, jak
rozwiązać to, czy tamto <wzdych>
- biada, jeśli zapomnimy przycisnąć tasty na wypicie potionów...
... resztę, nasz najwspanialszy bohater w zasadzie zrobi sam. Tylko mam
wątpliwości, czy jest to plus...
Podsumowując:
W skali 1-10 dałabym grze 6, można przyjemnie raz przejść. Raz. Gra
bardzo, może wyrażę się delikatnie, nieskomplikowana. Warto kupić
dziecku[1] w prezencie, da to nam czas na przejście Nethacka turystą.
Średnio miałam 24-28 fps, niestety czasem, przy walkach zwalniało mi do
ośmiu. Z instalacją i odpalaniem nie miałam najmniejszych problemów.
Grało się też stabilnie i płynnie, bez zacinania, czy wysypywania się
gry. Grane DS2, język niemiecki, bez patcha 2.1, single, na: XP Pro (z
SP2, a jakże), AXP 2400+, 1GB RAM, SapphireR X800, SB Live 5.1.
Możliwe, że poprzekręcałam nazwy poleceń i po polsku brzmią one inaczej,
ale powinno być jasne, o które mi chodziło. Przepraszam za to i za
długość posta.
pozdrawiam
diuka
[1] niewymagającemu i może niezbyt inteligentnemu dziecku? Jeśli akurat
takie mamy, oczywiście.
Gra przywitała mnie bardzo czerwono i złoto w 800x600, której to
rozdzielczości zmienić się nie da. Nic to! Mamy przecież rok 2005, nie
będziemy się przejmować takimi drobiazgami. Najważniejszy jest w końcu
bohater. I tu pierwsze rozczarowanie: do wyboru mamy cztery rasy z
cechami przypisanymi na stałe. Wyglądu też zbytnio zmienić nie możemy,
niewielki wybór i wszystko, co tu ukrywać, jakieś takie paskudne...
Startujemy!
... Aaaaa... Jednak nasz bohater wygląda całkiem nieżle! Zwłaszcza w
przybliżeniu. Świat prezentuje się również interesująco i barwnie,
widać, że wiele pracy weń włożono. Wielka różnorodność roślinek, warto
pooglądać sobie niektóre tekstury i zobaczyć, jak są dopieszczone.
Tylko... Tylko, że na stan obecny nie jest to jakąś rewelacją i ogólnie
grafika nie rzuciła mnie na kolana. No, ale ja się nie znam.
Sytuację poprawiają znacznie rzucane czary, bardzo, bardzo kolorowe i
widowiskowe. W pożniejszych etapach gry, przy większej ilości wrogów
nawet nie pozwalające zobaczyć cokolwiek w ogólnym zamieszaniu bitewnym.
Ot, taka kupka-chmurka pełna rozbłysków i kolorów. Coś się tam w niej
zapewne dzieje. Pomaga zbliżanie i przeskakiwanie z jednej naszej
postaci do drugiej przy częstym użyciu pauzy.
Towarzyszy bowiem możemy dobrać sobie pięciu, choć to dopiero na
ostatnim, trzecim poziomie. Zaczynamy jako zwykły żołnierz (+ 3
dodatkowe charaktery), po jednokrotnym przejściu gry zostajemy weteranem
(+ 4), po kolejnym przejściu elitą. Potworki awansują oczywiście wraz z
nami i w miejscu, gdzie poprzednio załatwiliśmy dwupoziomowego gada,
oczekuje nas ten sam ale na np. czterdziestym drugim levelu. Niewiele
to prawdę mówiąc zmienia, sami jesteśmy też silniejsi.
No, ale możemy powalczyć z większą liczbą towarzyszy. Tu wybór mamy
spory. A zwierzęta, które możemy dołączyć! Miód! Nie tylko osiołka,
także elementale, wilka, albo małego, domowego smoka. To nic nie
szkodzi, że początkowo jest mały, odpowiednio podkarmiany wyrasta na
potężnego sprzymierzeńca. W trakcie gry spotkamy też mniej lub bardziej
'ludzkie' postaci gotowe do nas dołączyć. Warto się nimi zainteresować,
bo jest trochę zadań, które możemy wykonać jedynie mając odpowiedniego
towarzysza w grupie.
Początkowo nabiegamy się więc nieco chcąc mieć grupę w miarę
wszechstronną (znane z jedynki cztery specjalizacje: wojownik, strzelec,
mag natury, mag walki) i jednocześnie wykonać wszystkie questy. Nie
zawsze jest to możliwe, a chciałoby się jeszcze i zwierzaka mieć...
Osobiście jestem typem ekscentrycznego krasnoluda kolekcjonera ("złoto,
złoto, złoto... i w łeb go, i z buta... złoto, złoto"), ogromnie mnie
bolało serce, że nie byłam w stanie wyzbierać wszystkich zdobyczy. Jest
ich w grze przeolbrzymia masa. Mnogość ładnie wykonanej biżuterii i
rynsztunku z mnóstwem specjalnych, czarodziejskich właściwości. Można
było sobie w ten sposób nieżle cechy podpakować. Gra jest na tyle miła,
że jeśli podnosimy w ekwipunku przedmiot, podświetla nam usłużnie
natychmiast co nam spadnie a co się podniesie i o ile.
Gra prowadzi za rączkę nie tylko w tym wypadku. Od początku jesteśmy
chronieni przed zbłądzeniem, strzałka wskazuje nam kierunek w jakim
powinniśmy iść chcąc wykonać kolejne zadanie główne. A niby gdzie
moglibyśmy się zgubić? He? Dwa metry w prawo, albo w lewo... Po raz
kolejny: nic to! Nie przejmujmy się drobiazgami. Złote gwiazdki na mapie
oznaczają cel zadania, coś dla prawdziwych poszukiwaczy skarbów i
pasjonatów zagadek. Zagadek, owszem, było kilka... Niebardzo trudnych,
erm, łatwych, kurna, jak niewiem, ale nie wymagajmy zbyt wiele.
Pozytywne jest to. że w porównaniu do jedynki były. Natkniemy się też na
więcej ukrytych komnat i przejść. Możecie zgadywać, jak trudno jest je
odszukać.
W grze otrzymamy znacznie więcej i ciekawszych zadań, podzielonych na
główne, konieczne do zakończenia gry i poboczne, których nie musimy
wykonywać. Ale kto ich nie chce wykonywać, sam sobie jest winien. Oprócz
doświadczenia wpada czasem i ładny przedmiot w nagrodę. Nie ma ich też
znowu aż tak dużo. W sumie wszystkich, głównych i pobocznych, coś chyba
okolo sześćdziesiąt. Cobyśmy się w tej "masie" zadań nie pogubili,
dostajemy do rąk ładnie wykonany dziennik, bez porównania lepszy i
wygodniejszy od tej nędznej namiastki z pierwszej części DS.
Oczywiście, zadania to tylko pretekst, jak wie każdy krasnoludzki
kolekcjoner. Walka! Oto jest nasz żywioł! I złoto. Ze 'złotem' tak sobie
nam wyszło, bo ilość wielka. Może z walką będzie lepiej. Rzucamy się
więc w wir, szturmujemy ciżbę największą wrażych poczwar z okrzykiem
'Khazad ai-menu!' na ustach (choć akurat elfa prowadzim, fu, ale nic
to), możnaby nas o suicydalne ciągotki podejrzewać, tak bardzo jesteśmy
bohaterscy, własną piersią... Ale właśnie, chwilunia, przecież mamy
jeszcz kogoś w grupie? Jeden gdzieś został z tyłu i trzeba go będzie
póżniej odszukać, drugi atakuje automatycznie i zapędził się w lewo
daleko. Trzeci w prawo i płacze o pomoc... Ech, grupa...
Automatyczny atak można wyłączyć, ale dopiero od drugiego poziomu gry. W
porównaniu z jedynka, prowadzenie grupy jest bardziej zautomatyzowane.
Niestety. Dlatego radzę od początku pójść w opcje i przypisać tasty do
'czekać' i 'strzec'. Dodatkowo do defaultowych 'ataku grupy' (G),
'naśladowania' (F) i 'utrzymania miejsca' (C) otrzymamy w ten sposób
możliwość wprowadzenia jako takiej taktyki. Marnej, bo marnej, ale
zawsze to lepszej od ślepego atakowania wszystkiego co się rusza w
okolicy. Pozostania w jednym miejscu jednej/kilku postaci, 'czekania',
będziemy zresztą w trakcie gry potrzebować. No, absolutnie konieczne to
nie jest, ale ułatwia kilka zadań.
Podążanie za naszym bohaterem mamy zapewnione ciągle (za wyjątkiem, jak
wyżej), ale jest to dość komiczne podążanie. Grupa odsuwa się od
wybranej postaci, tak, jakby ta nagle na jaki ciężki trąd zachorowała. W
efekcie musimy uważać, by nikt nie został zbytnio w tyle i własną
piersią... Możemy przesunąć postaci, jak twierdzi gra, i w ten sposób
zmienić ich miejsce w formacji. W jakiej to formacji, się pytamy
bezczelnie? Takowej niet. Nie ma. Po prostu. Formacje to zbyt
skomplikowana sprawa, nie poradzilibyśmy sobie. Na zbytnie rozłażenie
się grupy na wszystkie strony pomaga wciśnięcie 'R' ('przeformuj
formację', he he), lub 'formację rozlużnić', 'skupić', nie na długo
pomaga.
Czary, jak już wiecie, bardzo barwne, choć nie można się uskarżać na ich
nadmiar. Przynajmniej tyle dobrego. Mało czarów, mało do noszenia i
wpisywania w księgi. Nie ma zresztą skrótów tastaturowych do szybkiego
wyboru czarów, kolejny problem z głowy. Nie pogubi się też nasz bohater
jak nie przymierzając w Neverwinter czy innych Dziesięciu Wolnych
Miastach, gdzie miał tych czarów biedaczyna ze trzysta do wyboru.
Aranna, to Aranna. Ma swój urok, trzeba przyznać. Podróżując przez nią
znajdziemy natomiast coś w rodzaju liturgicznych pieśni, które
automagicznie będziemy sobie kopiować do dziennika (ma odpowiednią
zakładkę). Recytowane póżniej w kapliczkach dadzą nam na przykład
zwiększenie mądrości, odwagi, lub możliwość porozmawiania z duchami.
Początkowo próbowalim, wszystko co nowe to ciągnie. Ale ani pozytywne
strony nie były aż tak fajne, ani negatywnych nasz bohater nie odczuł,
przebiegł więc całą grę bez zaśpiewów. Za wyjątkiem jednego, koniecznego
do wykonania zadania.
Przynajmniej nasz dzielniejszy z dzielnych mógł sobie dwoma mieczami
powalczyć. Lub, jeśli takie życzenie, wyspecjalizować się w używaniu
miecza i tarczy. Drzewko rozwoju jest... No, ono jest. Po raz kolejny,
nic to. To i tak lepiej niż w jedynce, to duży plus, prawda? I czepiam
się brzydko, bo to h&s a nie crpg. Tylko jak wówczas sklasyfikować np.
IWD II, które też przecież było liniowym aż do bólu rozwalaniem
potworków, a rozwój postaci był o niebo bardziej złożony (pomijając
dodatkowy szczegół, że nad jej stworzeniem można było cały dzień
przesiedzieć)? Albo Diablo? A to chyba nienajnowsze gry?
To nie, nie będziemy komentować rozwoju postaci. Wspomnijmy za to
zdolności specjalne naszego niewymownie bohaterskiego bohatera. Tu
skróty tast już są i przydają się owe zdolności (i skróty) w walce
bardzo. Warto obserwować, jakie nowe nam się pojawiają i używać.
Regenerują się co prawda powoli, ale napotkamy dostatecznie wiele
komicznych skuptur 'uzdrawiających' nam zużyte zdolnośći dosłownie od
jednego uderzenia. Używane zaś, sieją w szeregach wroga zniszczenie
straszliwe. Tak trafioną poczwarę wystarczy najczęściej już tylko
dociąć, z litości.
Ha, wróg w pobliżu! Atak! Zamieszanie jak na znanej parodii "Bitwy pod
Grunwaldem", strzały świszczą, powietrze rozpala się od rzucanych
czarów... Bum!! Ciach. Koniec. Nie okłamujmy się, to jest własnie powód,
dla którego decydujemy się na prowadzenie tak ryzykownego stylu życia.
(I złoto.) Ogólnie, powalczyć możemy w DS2 całkiem miło, ale nie
spodziewajmy się czegoś podobnego do Gothica, to zdecydowanie nie ta
liga. Nie mamy w jednej dziesiątej takiego wpływu na naszego dzielnego
bohatera.
Odgłosami walk i otoczenia będziemy natomiast mogli nasycić nasze
bohaterskie uszy do woli. Odgłosami, bo tło muzyczne w dwójce przeciętne
bardzo. Gdzieś tam pobrzmiewa kilka znajomych tonów z poprzednich
części, reszta jakaś taka nijaka.
Utrzymany natomiast został brak podziału na dzień i noc. Nadal mamy
czasu tyle ile chcemy i ciągle mamy ten sam dzień. W niektórych
lokacjach bardziej 'nocny', zapewne celem stworzenia lepszej atmosfery.
No cóż. Dobrze choć, że podróżować pomiędzy lokacjami możemy swobodnie
za pomocą teleportów. Gra ma też specyficzną metodę zapisywania stanu -
bez względu na to, gdzie sejwujemy, powracamy do gry w najbliższym
mieście, aczkolwiek ze zdobytymi przedmiotami, wytłuczoną ilością
potworków i zdobytym doświadczeniem. Powracając raz przebytą już drogą,
również napotkamy potworki, ale w znacznie mniejszych ilościach. Chyba,
że wrócimy po dłuższej nieobecnośći, wykonując jakieś zadanie, wtedy
będzie ich niemal tyle samo, co wcześniej.
Przyjemnym przerywnikiem w ogólnym 'hajże na Soplicę' są ładne filmiki.
Popychają akcję do przodu, wyjaśniają ją, lub też są po prostu ukryciem
marności dialogów w grze i przedstawiają naszą rozmowę z kimś. Zapewne
po to, żebyśmy nie popełnili błędu przy wyborze naszych odpowiedzi,
których to opcji najczęściej mamy 1 (słownie: jedną). Filmiki bardzo
łatwo wyłączyć klawiszem 'esc'. Trochę gorzej z rozmowami naszych
towarzyszy. Usiłują nam coś powiedzieć, o czymś poinformować i czynią to
w najbardziej nieodpowiednich momentach. Pamiętacie Muda z Gothica? No
właśnie, mniej więcej ten stopień grania nam na nerwach. Na szczęście
dużo nie tracimy i tak nie mają nic ciekawego do powiedzenia. Nic to,
raz kolejny.
W tym miejscu wypadałoby już zakończyć to przedługie marudzenie. O ile
ktokolwiek dotrwał aż do teraz:
- bez czaru teleportu będzie nam niełatwo
- sejwować możliwie w pobliżu jakiegoś teleportu (albo właśnie czar)
- używać często pauzy, w walkach to mus
- atakować najpierw najsilniejszego wroga, najczęściej jest to ten
największy
- chyba, że trzeba najpierw wytłuc to, co dodaje mu sił
- atakować w różny sposób, podkradać się, ukrywając w krzakach, wywabiać
pojedynczych wrogów (no, można przynajmniej próbowac), pewnie, że
przejdziemy grę też po prostu biegnąc i zmiatając wszystko co na drodze,
ale...
- starać się różnicować grupę, trzema wojami powojujemy troszkę, ale są
paskudy wrażliwe na czary i te załatwimy lepiej mając maga
- używać mapy, podświetla istoty przyjazne i wrogów <wzdych>
- mamy tylko jednego slota do sejwowania, brak więc powrotów do
wcześniejszych stanów gry; na wszelki wypadek, jeśli chcemy skopiować --
My Documents\My Games\Dungeon Siege 2\Save\SinglePlayer
- nie wypuszczać się dalej od miast bez kilku zwojów wskrzeszania
- zwrócić uwagę na tajemniczą, stupoziomową istotę "???", wiąże się z
nią ciekawe zadanie
- używać dziennika, często znajdziemy tam bardzo wyrażną wskazówkę, jak
rozwiązać to, czy tamto <wzdych>
- biada, jeśli zapomnimy przycisnąć tasty na wypicie potionów...
... resztę, nasz najwspanialszy bohater w zasadzie zrobi sam. Tylko mam
wątpliwości, czy jest to plus...
Podsumowując:
W skali 1-10 dałabym grze 6, można przyjemnie raz przejść. Raz. Gra
bardzo, może wyrażę się delikatnie, nieskomplikowana. Warto kupić
dziecku[1] w prezencie, da to nam czas na przejście Nethacka turystą.
Średnio miałam 24-28 fps, niestety czasem, przy walkach zwalniało mi do
ośmiu. Z instalacją i odpalaniem nie miałam najmniejszych problemów.
Grało się też stabilnie i płynnie, bez zacinania, czy wysypywania się
gry. Grane DS2, język niemiecki, bez patcha 2.1, single, na: XP Pro (z
SP2, a jakże), AXP 2400+, 1GB RAM, SapphireR X800, SB Live 5.1.
Możliwe, że poprzekręcałam nazwy poleceń i po polsku brzmią one inaczej,
ale powinno być jasne, o które mi chodziło. Przepraszam za to i za
długość posta.
pozdrawiam
diuka
[1] niewymagającemu i może niezbyt inteligentnemu dziecku? Jeśli akurat
takie mamy, oczywiście.